Початкова сторінка

Іван Франко

Енциклопедія життя і творчості

?

Польський текст поеми

Іван Франко

Krótkie opisanie wierszem polskim nieszczęsliwey klęski w caley Ukrainie a nayszczególniey tyranskiey rzezi w mieście Umaniu przez Maxyma Zeleyniaka Zaporożca naypierwszego herszta za poduszczeniem Melchisedeka Jaworskiego ihumena Motrenins, nayprzód zbuntowanego a potym przyłączeniem się Gąty sotnika umanskiego zmocnionego na polskim у żydowskim narodzie roku 1768 dopelnioney у spraktykowaney, przez studenta szkol umanskich dla wiecznopomney całemu światu pamięci zebrane у złożone wiersze

1 Ledwo co Ukraina z popiołów powstała,

W których, jak ludzka pamięć zasięga, mieszkała,

Ledwo nieurodzayne drzewo owoc dało,

Zkądby całopalenie Bogu stać się miało,

Ledwie, mówię, drapieżność ustała zwierzęca,

Ludzi ten kray żywnością do siebie zachęca,

Płodniste dzikie stepy у lasów gęstwiny,

Gdzie przedtem [nic] nie było prócz iedney dziczyzny;

Idzie lud iak Izrael w on kray obiecany,

10 Lecz nie wiem, czy to doydzie, kto nie iest uszczwany .

Niechay krokiem nayprędszem z Fortuną pospiesza,

Nie trafi do oyczyzny bez wodza Moyżesza;

Lub trafiwszy nie długo w tym pożyie mieniu!

Płakać trzeba, nie będzie kamień na kamieniu.

Bo cerkwie у kościoły у ołtarze święte,

Iedne pobudowane a drugie zaczęte,

Monasterów ozdoby, fundusz w Ukrainie,

Nie wiedzieć co z zlych na nie strasznego wypłynie.

Zamiast błogosławieństwa у mnichów modlitwy

20 Krwie rozlanie, zgorszenie, chrześcian gonitwy.

Co lektce usłyszawszy ciekawie się pytą:

«W którym mnichu, klasztorze złość ta iest ukryta?

Nie nazwał by się, mówi, zakonnikiem taki,

By miał wszcząć z chrześciany podstęp ladaiaki.

Dla dzikiego pospólstwa zamiast dadź naukę,

Miałby ludzi buntować у płatać złą sztukę?»

Odpowiem niezadługo у odkryię szczerze,

Że ten pożar w Morteńskim wszczęty monasterze.

Niech lektora ciekawość, proszę, czas wyczeka,

30 Powiem: to od humena iest Melchisedeka.

Ten maiąc naturalny rozum у nabyty,

Któren na chwałę Boga od niego użyty

Bydź powinien koniecznie, zamiast teyże chwały

Dwoiakie od kapłana przestępstwa się stały.

Był lat kilka humenem w klasztorze Motreni,

Gdzie polską włość Smilańską dizunią mieni,

Od rossiyskiey przyległość innego obrządku, –

Żadnego tam nie czynił dusznego porządku.

Ba, co mówię, nie czynił! owszem, bardzo wiele:

40 Sam zginoł, wielu zabił na duszy у ciele.

Zachęcał ludzi zewsząd nabożeństwem niby,

Grzech śmiertelny niewinności przynioł bez ochiby.

Przeto często odpusty z ofiarą bywały,

By grzechowe rozpusty wolność swoią miały.

Zbuntował gruby naród gorliwością wiary:

Palą się w Ukrainie sekretne pożary.

Wydaie uniwersał, od pozwu zakryty,

Że xiądz, Polak, Żyd oraz będzie w pień wybity.

«Tylko skrycie ludowi każdy z was niech wznawia,

50 Że iest wola rossyiska dziś z Peryasławia,

Żeby był każdy kozak у człek w pogotowiu –

Spełni się w roku ósmym przy czerwonym nowiu».

Stało się podług woli, iest wszystkich ochota,

Nie iest grzech, pozwolona od popa niecnota.

O mądrości przeklęta, szalona у wściekła,

Nie od Boga nabyta, ale rodem z piekła!

lak żeś wielki fundament wiary założyła

Przeklętey, iakeś sama iest у przedtym była!

Upadnie ten fundament wraz z sektą przeklęty,

60 Krwią у śmiercią chrześcian wnet będzie podcięty.

Będzie tobie samemu po czasie ach biada:

Kto pod kim dołki kopie, zazwyczay w nie wpada.

Już tedy Melchisedek, będąc o tym pewnym,

Wyieżdża za granicę z żalem niby rzewnym:

«Czy hultaie sunią się, czy konfederaci,

Ażebym mógł monastyr oraz swoich braci

Ocalić». Prosi anszeft komend, by załoga

Dana była iakowa, – błagać będzie Boga.

Tak podstępnym sposobem dokument odbiera

70 Do którego bądź kolwiek blizko officera.

Nie tędy udaie się, ale w Zaporoże.

Co za wybieg przewrotny, nieskończony Boże!

Ma łatwość od starszyzny przy tym dokumencie;

Diaboł nie źle pomaga, w nayprędszym momęcie

Prowadzi na załogę nie wiele kozaka:

Z Zaporoża Maxyma herszta Żeleźniaka.

Zkąd у przed tym rospusty spływały do Smiły,

Ztamtąd po Ukrainie wszędzie się szerzyły.

Temu pisze ordynans z pieczęcią Moskala,

80 Że ten każe koniecznie, nie tylko pozwala,

Wyrżnąć Żydów, Polaków – obowiązek wiary!

Niewiara czyni bardziey pogańskie poczwary.

Daie błogosławieństwo od Imperatrycy

Wybrać kąkol – Polaków – z rossyiskiey pszenicy.

I pszenicy nie długie będzie panowanie:

Zżęta, związana w ogniu piekielnem zostanie.

Idzie ów daley w Polskie od tamtey granicy,

Nie maiąc zaporożskiey dwadzieścia konnicy.

Wzioł patent półkowniczy od Melchisedeka –

90 Tak prędko do tey rangi z prostego człowieka!

Dziwna iest, że do rangi żołnierzy oręża

Hultayskich woysk należą, nie do xiążki, xięża

Motrońscy, bo nie xięża, poganie bydź mogą,

Którzy w piekło lud wiodą niby wiary drogą.

Wzioł złe błogosławieństwo, nim wsiadł na koń zgoła:

Ochotnik za nim, nie on ochotnika woła.

Co za prędka gorliwość za wiarę się bicia!

Niedowiarki chcą wiernym wszystkim wydrzeć życia.

Wszak ci to у żydowstwu , chociaż niewiernemu,

100 Brać życia nie godzi się, ile nam bliźniemu.

Zebrało się kilkuset, nim doyszli do Smiły;

Iuż się znać ukraińskie roskoszy skączyły.

Płaczą Żydzi у szlachta, onych małe dzieci, –

Czy egipska niewola w tym się kraiu nieci?

Rżną po wsiach у w miasteczkach, niewinną krew leią.

O moy Boże! iakież Ci offiary się dzieią!

Przedtym w Starem Zakonie palono bydlęta,

Tu zaś z prawych chrześcian iest offiara święta.

Przedtym z offiaruiących rąk brana bywała,

110 Teraz z offiarowanych Tobie cześć у chwała.

Dali dowód naypierwszy w mieście Żabotynie,

Gdzie nie iedna niewinna głowa ludzka ginie.

Wybiwszy się z poddaństwa bili panów, panie, –

Iuż to czynią z swoimi zawzięci Smilanie.

A cóż mówię o innych, Korsuniu, Kaniowie!

[A] targi Bohusławia kto dobrze opowie!

Toż się działo po lasach, wioskach, polach wszędzie –

120 Iuż Polaka у Żyda na świecie nie będzie!

Gonili obławami z pól, kniey, iako zwierze, –

Tak czynią prawowierni z gorliwości w wierze!

Gdzie napadł Żydów, szlachtę, w lesie lub na polu,

Wybierali z pszenicy nasienie konkolu.

O przeklęta pszenica, nie pszenicą zwana,

Kąkol, święte nasienie zaś twoie z szatana.

Nie z takiey to pszenicy Bóg offiarę bierze,

Ale kąkol onemu podany w offierze.

Zżęte snopy na chwałę idą Panu Bogu,

130 Żeńce zaś póydą czartu na grotnym ożogu.

Iuż ta straszna wiadomość у po Ukrainie,

W Podolskim у w Kiiowskim, na Wołyniu słynie.

Tę tyrańską bezbożność złe czyni poddaństwo,

Śmierć zelżywą odraża: miasto usług państwo

Od własnego poddaństwa у miasto daniny

Na fortunie у życiu doznaią ruiny.

W Umań niby fortecę zbieraią się wszyscy,

Nie wiedząc, że w tern mieyscu będą śmierci blizcy.

Tu nasi, tu у ze stron szlachta, urzędnicy,

140 Tu Żydowstwo ciśnie się z całey okolicy,

I student pozostały w niemałym swym liku

Tuszą sobie: gdy staniem przy obronnym szyku,

A kozaków kilka set konnych prócz piechoty,

Dragunów kilkadziesiąt, by na iakie groty

Uderzem у zwyciężem, a za kupnem koni

Przyszli pruscy żołnierze, weznąsię do broni.

Toż podług woiewodztwa uchwały wybrani

Żołnierze pod kommende naszą ieszcze dani.

Dosyć rady, poszliymy co z woyskiem na polu

150 Po Gontę, by dotrzymał wierności parolu.

Niech przysięże przed nami. W niedzielę się stało

[На марґ[інесі]: d. 19 Iunii. – І. Ф.],

Że przysiągł у wyiechał, zabawiwszy mało.

Pruski przy tern porucznik z niemi w radę rada:

Armaty rozporządza, strzelnicę zakłada.

Widząc rządy, są sprzeczni, ten temu nagania, –

Nie wie, kto z nich iest starszy, wyiechał z Umania.

Wiele wody kazano przygotowić w kadki…

Właśnie iak by przy trzonku swoie czynią zwadki.

Alić tu coraz bliższą do usz daią wzmiankę,

160 Że wieczorem w sobotę wyrżnięto Łysiankę.

Z rządów mało tam było, у żadnego pono;

Franciszkana iednego ze psem powieszono.

Szlachtę, Żydów wybito, maiątek zabrany,

Nawet kościół, monaster w niwecz zrabowany.

Ci mówią: «Co się dzieie! Zmiłuy się, o Boże!»

Drudzy w głos: «To bydź żadnym sposobem nie może».

Nie wierzycie, otóż iest z naszych dóbr nowina:

Iuż wyrżnięta, spalona niedawno Ryzyna,

A szlachta, co się w tey wsi z domów swych bronili,

170 Tyrańską śmierć z żonami у dziećmi pożyli.

Bo nie tylko cierpieli nogi, ręce cięte,

Lecz у dziatki na spisach z wnętrzności wyjęte

Po powietrzu latały. Strach! Niemasz od Gonty

Wiadomości, znaczą się oczywiste bunty.

W tern nadchodzi wiadomość, że iuż połkownicy,

Obuch у Magnuszewski, poszli ku granicy

Wyprawieni precz z woyska, ieśli chcą, by żyli:

Taki abszyt sotnicy z rady sporządzili,

Dawszy im po kozaku z łaski czyli zdradą,

180 Gdyż kilka koni w pogoń tuż za niemi iadą.

Obucha nie napadli; Magnuszewski przecie

Z natchnienia konwoy zsyła, rzecze: iedź po świecie.

Sam drapnowszy mil kilka odpoczywa w iarze,

Widzi z góry iadących kilku ludzi w parze,

Y zasiadłszy za pieńkiem do zbliżonych strzeli

Z sztućca: ieden padł, w rozsyp drudzy polecieli.

I tak swe za granicę salwowali życie,

Którym mieli w Umaniu przypłacić sowicie,

Iako Gonta przyrzekał, że «gdy was zastanę,

190 Okrutnieyszą nad innych zadam śmierci ranę».

Sam iuż Gonta zostawszy z woyskiem radę bierze:

«Łubom stwierdził przysięgą wierności przymierze,

Iednakże choć kumowie ieden, drugi, trzeci,

Którzy u mnie trzymali у ia u nich dzieci,

Przecież czynią podemną podstępne zawody,

Listy do mnie pisane taią woiewody.

Nie daruię, a mam też pismo Żeleźniaka,

By nie bronić żadnego Żyda у Polaka,

Bo bym się tak sprzeciwił у całey Rossyi,

200 I swoiey bym od miecza nie uchronił szyi.

Owszem, trzeba dopomódz, bo takie ukazy,

Byśmy życia, maiątków nie ponieśli skazy.

Naczał, woysko, panowie, a wy co mówicie?»

Krzykną: «Chętnim kłaść przy was choć by własne życie!»

«Dziękuię у odpiszę to do półkownika,

Który się zatrzymuie, bo go strach przenika

Uderzyć na nas, – niechay do Umania spieszy,

W prędce pomoc go nasza w żądaniu pocieszy».

W poniedziałek dzieie się o drugiey godzinie

[На марґ[інесі]: d. 20 Iunii. – І. Ф.],

210 Widać: woysko od lasku zwany Greków płynie,

Lecz nie nasze, niestety! Znać nieprzyjaciele.

Armaty rychtuy, bierz się do oręża śmiele!

Obóz się przy folwarku nad stawem lokuie,

A hultaystwo przedmieścia iuż wszystkie grassuie.

Wprzód rachmistrz Nielubowicz z swą żoną iedyną,

Z córką, siostrą у synem straszną śmiercią giną,

Gdy ich dworek na dole, by miasto widziało

Z góry, co się podobnie potym z nim stać miało.

Naycięższe wyrządzali onymże katuszy,

220 Choć by serce kamienne, to się patrząc wzruszy:

Gołych z izby wywodząc aż na plac widoku,

Cieli, kłóli, strzelali gmin z każdego boku.

Uwijaiąc się zwolna te męki zadaią,

Krzycząc: «Niechay się z miasta tego spodziewają!»

Potym inną z izb szlachtę wywłócząza włosy,

Z Żydów w miasto nie weszłych żną gęste pokosy,

Rwą skrzynie, domy palą, strzelaiąy kolą,

Z trupa woda czerwona, krwią spłókali rolą.

Z iam, kontów, iarów, trzciny w miasto uciekaią,

230 W którym widząc zamknięte, onych nie puszczaią.

Krzyk, ięk, ryki płaczliwe pod same niebiosy,

Widząc równie у w mieście, że te spadną losy.

Vivat, vivat, iuż Gąta na ratunek dąży,

Wnet on tu nieprzyiaciół swym woyskiem okrąży.

Widno wprawdzie z za góry chorągiew żółcieie

Y proporce niebieskie, iak wiatr niemi wieie.

Patrzymy: prosto idzie, na obóz naciśnie, –

Obaczycie, iak to się hultaystwo rozprysnie.

Iuż podszedł, podsłuchaymy, iak w oręż uderzy!

240 Chorągwią biie w ziemię, podobno się zmierzy.

Ach strach! ach źle! ach prze Bóg, iuż pospołu stoią!

Przepadliśmy na wieki z tą nadzieią swoią!

Mieycie się do oręża! On sam naczał iedzie,

A Gąta czapką kiwa – nie wierzmy, bo zwiedzie.

Boberkiewicz, pal z armat, przykładay że lonty!

Wyrychtuy dobrze w piersi do samego Gonty!

Poczekay, niech się zbliżą, żeby z ręczney broni,

Kiedy nie kartaczami, zsadzać onych z koni.

Już blisko, pal że prosto! Skoro huk armaty:

250 Zsadziły zaraz z konia sotnika granaty.

Piorunem się cofnęli, widząc, że nie żarty.

Hołota zabitego iak zaiąca charty

Porwawszy ciało wloką czem prędzey, gdzie fosa,

Boiąc się, by im kula nie utarła nosa.

Wtym Gonta rozgniewany kule у proch daie,

Bo tamtym iuż nie stało, – ruszył wszystkę zgraię.

Z za wałów у z za chałup uderzą pociski,

Coraz czyniąc ku miastu chyłkiem przystęp bliski.

Ale nasi z baszt, strzelnic dobrze się im bronią,

260 Bo bez rąk, ócz, kulawych ieszcze kule gonią.

Wieczorem Gonta wkradł się blisko po pod wały,

Z hakownic wtenczas naszych kule dogrzewały.

Tak przez całą noc raz w raz ogień nieustanny,

Z obu stron kule sypią, iak woda z fontanny,

luz pułmiski, talerze topią, kule leią,

Broniąc się na hultaiów z ręczney strzelby zieią.

Aż rano kula z kulą leżące na rynku

Zbierali, oddawaiąc nazad w upominku.

A watah Laskonoski krąg obieżdża miasta,

270 Na swym koniu przodem się ustawicznie szasta.

Nie uważa, choć iego zewsząd kula pierze:

«Nie żartuycie! Mam ufność w diabłem charakterze».

Nie mogąc nic poradzić szlą we wtorek rano

Człeka, aby pod miastem parol wywołano:

«Wszystkim, gdy się poddadzą, daruiemy życie,

Konfederatów, Żydów skarzem należycie».

Lenard porucznik, inni, Markowski chorąży

Wołaią: «Zdrada będzie!» Mładonowicz dąży

Z myślą swą źle radzącą do końca ich myśli.

280 Wtym posłance od Gonty skrycie z chustką przyszli.

Pięknie się układaią, pokrywaią miną

Iaszczurcze własne iady: «Tylko Żydzi zginą».

A xiądz rektor Kostecki wszystko to przenika,

Do pokuty pobudza każdego grzesznika.

«Żałuycie za występki, bo śmierć przed oczyma!

Zginiem wszyscy, żadnego ratunku iuż niema».

Lud ięczy z wyrażeniem strasznego lamentu,

Doprasza się spowiedzi świętey, sakramentu.

Kilkadziesiąt wraz każdy w sercu grzech wyznawał,

290 Ten w piersi biiącym się rozgrzeszenie dawał

Aż do końca; dopiero żegnać się naznaczył,

Żeby ieden drugiemu urazy wybaczył.

Natenczas wszczęte głosy przenikały serce

Gorzey niźli sztyletem okrutni mordercę.

Mąż z żoną, żona z mężem daią sobie vale:

«Bądź zdrowa, Magdaleno!» – «Bądź у ty zdrów, Michale!»

Matka z córką, syn z oycem у wzaiem oboie

Dzieci tulą: «Iuż bądźcie zdrowe, dziatki moie!»

Brat z siostro, siostra z bratem czynią pożegnanie,

300 Panowie sobie wzaiem, wzaiem też у panie:

«Bądźcie zdrowi у zdrowe! Śmierć przyiaźn rozrywa!»

Pospólstwo у Żydowstwo równie we łzach pływa,

Podobnie żegnaiąc się oddaią walety.

Wszyscy ięczą, wzdychaią, wołaią: niestety!

Wychodzi xiądz Kostecki z sakramentem świętym,

Wszyscy klęcząc wołają głosem niepoiętym:

«Ratuy nas, święty, mocny, Stwórco nieba, ziemie!

Niech niewinnie nie ginie chrześciańskie plemię!»

Obszedłszy w koło miasta przychodzi, gdzie szkoła,

310 Aż wybiegłszy Żydowstwo o ratunek woła.

«Ieśliż tu Bóg prawdziwy, ochroń nas, prosiemy,

Na wieki wieków dzięki czynić Ci będziemy»,

Ieszcze tey processyi nie skończyli prawie,

Iedzie naczał na koniach z Ostapówki żwawie.

Markowski woła: «Strzelać!» , a strona nie daie.

Młodonowicz Lenarda porucznika łaie;

Przybiegłszy do armaty zapał zakrył połą.

Otóż Gonta zbliża się z miną iuż wesołą.

Lenard z złości uiechał, tylko słowo piśnie:

320 «Iuż gości w mieście mamy!» Każdy bronią ciśnie.

Zaraz z miasta nowego wnet pale podcięte,

Iuż у trupy hultaiów w lot leżą wyrżnięte.

Tu mieszczanie naczałów wchód z chlebem witaią,

Tamże w pół miasta spisą ludzkie ciała kraią.

Wchodzi Gonta, Żeleźniak, za niemi sotnicy, –

Asystuią bez czapki nasi urzędnicy,

Proszą o miłosierdzie, że od tamtey bramy

Bardzo wielu zabito, lecz nie czynią tamy.

Aż у tą bramą zbóyców strach ciśnie się mnóstwo.

330 Do kościoła panowie, pcha się у ubóstwo.

Ieden wszedł na ambonę у mówi kazanie:

«Wasza mosciom, panowie! Wasza mosciom, panie!»

Bluźniąc rzecze, że «Nieraz nas stąd przeklinali

Wasi xięża pogańscy, schyzmo nazywali.

То у ia dziś schyzmatyk odbiorę wam życie.

Coż mi na to niewierni teraz odpowiecie?»

A [z]szedłszy zaraz «biycie!» swey hałastrze rzecze.

Każdy iak swego za łeb wnet z kościoła wlecze.

Kolą, męczą, strzelaią, odzieraią z szaty,

340 Na wstydzie, życiu, mnieniu doznaią utraty.

Złapali Wodowskiego, xiedza komendarza,

W okopie zamęczyli naprzeciw cmentarza.

Podskarbi pod dzwonicą będąc kłótym, ciętym,

Z tym się światem pożegnał dość przy mieyscu świętym.

Żona dowiedziawszy [się] o boskim edykcie,

Podobną śmiercią ginie w ślad po Benedykcie.

Młodonowicz przy Goncie idzie na poręce,

Żona krzyknie zostaiąc iuż w tyrańskiey męce:

«Ratuy że mnie, Rafale!» Ten rzecze: «Mospanie

350 Gonto, daruy!» A Gonta: «Co się tobie stanie,

Sam nie wiesz». Lecz [gorsza rzecz] u Bazylianów:

Tam w kaplicy dość było studenta у panów.

Lewicki vice-rektor xiadz mszą świętą prawi,

Hultaystwo się rabunkiem depozytów bawi:

Z cel, chórów, z pod ołtarza wyciągaią skrzynie,

Z zakrystyi szuflady у cerkwi naczynie.

Z przytomnych panów zwłóczą sukienki у buty:

Iedni niby zrucaią, drugi by był wzuty.

Na ołtarzu usiadłszy odkręca chodaki,

360 Spodnie bierze у buty – Bogu honor taki!

Nim msza święta skończona, iuż krwawe offiary

Wewnątrz czynią, у z dworu pogańskie maszkary.

Poranionych w kaplicy krew posadzką płynie,

Na podwórzu męczęską więcey śmiercią ginie.

Gorzewski stary z synem, Soszyńska z swym mężem,

Laik mieczem katowskim, ci różnym orężem.

Markowski z dworku swego był blizko kaplicy

Wiedziony na plac śmierci boso у w łosicy;

Uprosił pozwolenie Bogu oddadź dzięki,

370 Z kwadrans krzyżem poleżał у poszedł na męki.

Gdy iuż wszystkich z kaplicy po wyprowadzano

Y męczęską wyprawę na tamten świat dano,

Z xięży pokaleczonych obnażywszy szaty,

Po mszy świętey skończoney zabrawszy ornaty,

Zaraz vice-rektora у zakrystyana,

Trzeciego kaznodzieje z woli atamana

Ich pasami związawszy w bok ręka do ręki

Pchaią boso, w koszuli, prowadzą na męki.

Toczą, noszą у piią różne z lochu wina.

380 Nikogo niemasz, nie wiem, co iest za przyczyna.

Wpadł ieden na ambonę, gdzie xiadz rektor leży

Skaleczony, zmęczony, tylko co w odzieży

Ciało nierozsypane, pchnie na cegłę z gury,

Do ostatku w nim wszystkie zerwać [chce] iunktury.

Zerwie z piersi krucyfix у na ziemię rzuci,

Zelżywie depcąc znowu do xiedza powróci,

Za włosy targa, ciągnie у po ziemi tłucze,

Pyta się: «Oycze humen, a gdzie twoie klucze?

Gdzie pieniądze klasztorne, gdzie szlacheckie składy?»

390 Xiadz Kostecki rzekł: «W lochu». Siły iuż bez rady.

Porwą kaci bezbożni, a gdy nie zastali,

Bo pierwey wino tocząc maiątek zabrali,

Iako zwierze drapieżne mocno rozgniewani

Przed lochem rżną o ziemię, ieden szablo rani,

Ten strzeli, trzeci kole. Powieki zawiera

Męczennik święty, w niebie koronę odbiera.

Gdy iuż kościół, kaplicy, gdzie Bogu cześć czynią,

Spustoszałe stały się łotrowską iaskinią,

Obrazy postrzelane, pokłute, podarte,

400 Krucyfixom powtórnie rany są otwarte,

Grotami, kulmi, kłóte, deptaniem skruszone,

Plwaniem у wyrzuceniem na dworze zelżone.

Patyny na tasiemkach biorą na ordery,

W ornaty ubrawszy się idą do Wenery,

Monstrancye na srebro obuchami biią,

Z kielichów świętych miody у gorzałkę piią.

Tylik z naszych ataman do kaplicy wchodzi,

Sakrament z cymborium, chociaż się nie godzi,

Niósł wzięty przez korporał do cerkwi uczciwie;

410 Lecz spisą zdrayca iakiś uderzy zelżywie

W puszkę; kommunikanty z nią na ziemię padły.

Drugi także przybiegłszy do niego zaiadły

Sakrament święty depcąc z ziemią porównali;

Tylik ledo [sic!] co uciekł, ci puszkę schowali.

Te polskie sanctissimum było dla studenta,

A ruskie vice-rektor pożył sakramenta.

Może też Bóg dla tego Tylikowi w Lwowie

Wolność w prędce sporządził, dał życie у zdrowie.

Dopiero co się dzieie w mieście у na rynku!

430 Wiele krwi chrześciańskiey poszło do wyszynku!

Co mówię, do wyszynku, bo ten iest pod miarą,

Tu zaś wspólnie zmieszawszy z religią starą,

lak z źródeł albo fontann tak obficie toczą,

Że we krwi ludzie z końmi aż do kostek broczą.

Iedni z plecmi, ramieniem y uchem odciętym

Mieczem strasznym katowskim dziś z ratusza wziętym,

Drudzy w głowy у ręce szablami ranieni,

Trzecie kłóciem, postrzałem aż do stóp skrwawieni

Z krzykiem wielkim у płaczem po mieście biegaią,

430 Innych z lochów, gór, kontów potaynych ganiaią.

Nago, z szat obnażeni panny у młodzieńce

Krwią tylko pokrywaią swoie wstydu wieńce;

Płeć żon goła włos targa, mąż z sukien wyzuty –

Gzy grzech z raiu wygnania doznaie pokuty?

Za miastem taborami po zdobycz Smilanie

Y z wsiów włości tuteyszey oraz przedmieszczanie

Z miasta uciekających po chepcie gonili,

Odarłszy kiymi, kosą у siekierą bili.

Nawet z mnieyszych gdy kogo złapały kobiety,

440 Wołaią Hrycia, Petra, Iwasia, Mykity,

Same praczem, kociubą, «kolcie nożem, dziatki!»

Tak synów zaprawiały do niecnoty matki.

Y wszędzie iak za zwierzem psy gończe się wiią,

W mieście kolą, strzelaiąy do śmierci biią.

Iakież krzyki, lamenta przedziwnemi głosy

Od Żydów у chrześcian, schną na głowie włosy,

Żyiących у słyszących cudna tęskność zwarła;

Życzą lepiey, by żywcem ziemia ich pożarła.

Bo, gdy pierwey wygnane choć nieme bydlęta,

450 Do miasta wbiegną woły, krowy у cielenta,

Trup wąchaiąc, krew liżąc nad naturę ryczą,

Same psy nierozumne straszliwie skowyczą.

Nie słychać, acz by biły z samych niebios gromy –

Czy potop świata, czyli spalenie Sodomy.

Dosyć wściekła zawziętość ich grubey natury

Nie mogła cierpieć płaczu niemey kreatury,

Albowiem psy kupami wyiące strzelali,

A bydło żałośliwe z miasta wyganiali,

Bo ich nieme bydlęta w żalu poprawiaią,

460 Którego oni, ludzie, nad ludźmi nie znaią.

Ieszcze żywi niektórzy między trupem leżą,

Gdy chłopstwo skupiło się iuż krwawą odzieżą

Zdzierać, kiedy postrzegło dychaiące ciało,

Drągami biiąc, tłukąc tak się zlitowało.

Inni bardzo ranieni, nic tuszący życia,

Dla bólu «gwałtu» krzycząc prosili dobicia.

Chłopstwo chętnie uczynek pełni miłosierny,

Którego by nie czynił poganin niewierny.

Trwało od iedenastey pięć godzin, nie więcey

[На марґ[інесі]: dnia 21 Iunii. – І. Ф.],

470 Wyrżnęli z ośmnaście iak liczą tysięcy.

Geometra Szafrański z swym służącym siedzą

Na baszcie wszystko widząc, ci o nich nie wiedzą.

luz stało cichuteńko, aż kilku przybiegnie

Za wziątkiem, do drzwi strzelą, aż ieden polegnie,

Drugi wzioł znaczny pleyzer; trwoga, po armaty!

Zatoczą, dadzą ognia, aż owo granaty

Na górze służącego uderzą, ten ginie,

A na pana przez sufit krew z onego płynie.

Którą widząc Szafrański sam otworzył wrota,

480 Rozumiejąc, że wielu; nie wierzy – hołota.

Potym z góry pchniętego siekierami cieli,

Różne męki zadaiąc, aż duszę wyieli.

Pod ów czas Mładanowicz był przy Goncie żywy.

Tę trwogę poczytano za podstęp prawdziwy:

«Puściłeś nas do miasta, przytaiłeś zdradę!»

Gonta mówi: «Otóż cię zaraz trupem kładę».

Ciął na sam przód szkaradnie swą ordynką w głowę,

A na spisy kozackie dał życia połowę.

Wtym z stawu, z trzciny wiodą pana Starzyńskiego

490 W świtce, boso, bez czapki, rządcę folwarcznego,

Który był by zapewne życiem darowany,

By lud nie instygował od niego karany

Dawniey, у tak chcąc nie chcąc pożegnał się z ciałem,

A ci ciesząc się mówią: «Ów у ia tak chciałem».

Sotnicy, atamani iuż wybranych wiodą

Do cerkwi dla ochrzczenia każdy swoią trzodą.

Są tam Żydy, Żydówki, tak też у z młodzieży,

Pogolone, wymyte у w polskiey odzieży,

Są z chrześcian mężowie wspólnie у mężatki,

500 Z oboiey płci i stanu znayduią się dziatki,

Co z woli Pana Boga przy życiu zostaią,

Iednak przez trup y przez dwóch skaczą, narzekaią.

Bo żona męża, widzieć mógł też mąż у żonę,

Siostra brata widziała, albo też brat one,

Córka matkę, syn oyca, albo też przeciwnie.

Ach, iak że to tam w sercu żałośnie у dziwnie!

Ciał pogrzebać nie można, a każe sumienie;

Zapłakać z żalem trudno – iak ciężkie westchnienie!

Sprowadziwszy do cerkwi kapłanów wzywaią,

510 W kubki wody nalawszy wraz chrzest powtarzaią

Katholikom z Żydami; sami brodzą w błędzie,

Mniemaią z głupim popem, że chrzest ważny będzie.

Iednak który do naszych choć iuż w disunii

Zostaiących się trafił, dobrey opinii

Byli, że lubo każą, chrztu nie powtarzali,

Tylko co przy modlitwach mirem pomazali.

Po chrzcie do Bogatego zawiedli nas domu,

Wartę dali, by krzywdy nie było nikomu.

Potym kto się podobał, naczałowie brali

520 Po sotniach, ci naybardziey, co do chrztu trzymali.

Widzieliśmy w obozie wiele pięknych rzeczy,

Iakteż ieden drugiemu przy podzielę przeczy.

Sukien, futer, bławatów wielka styrta była,

Także miedzi, pieniędzy okrutna mogiła,

Które gdy rozdzielano częściami na sotnie,

Wiele ieden drugiemu swą pochwałą dotnie:

«Iam więcey azardował, szlachty, Żydów więcey

Pobił, a ty żadnego! Podź patrzyć zaięcy!

Przeto mi większa payka należy z podziału,

530 Bom z odwagą stawił się żwawą, nie pomału».

O w świecie zawołany z winnicy rycerzu!

Do tych, co ręce złożą, stawisz się w pancerzu.

Oto masz za tę zwycięstw pewną obietnicę:

Idź rychło po laur chwały aż na szubienicę.

Prócz co przez innych srebra у złota zabrane,

Sam za dziewięć tysięcy przedał połamane

Żeleźniak do Kiiowa trzy kufry kupcowi,

Które pewnie większemu warte szacunkowi.

Trup zaś na słońcu spiekły, opuchły iak szklanny

540 Dni trzy leży na mieście, robak toczy rany,

Krew skorupą stanęła, tyrany nie każą

Schować, ludzie też obcy tego się nie ważą.

Aż mieszczanie prosili: «Z wielkiego fetoru

Nie możem się utrzymać, chiba iść ze dworu».

Dopiero pozganiali z bliższych wsi podwody,

Kazali studnią odkryć, tę która dla wody

Była za Górzewskiego rządów kommissarza

Lubo kosztem wybrana, iednak się nie zdarza,

Bo niedostatki wody, przeszkodziła skała,

550 Więc napełnia krew, ropa, gdzie woda bydź miała.

I tak on trup leżący iak iakie maszkary

Sciągaią różni różnie, niepotrzebne mary:

Iedni przecie porządnie wkładaią na wozy,

Drudzy na nogi, ręce у szyie powrozy

Kładną, ci krukiem wloką, a gdy iuż do dołu

Chrześcian wraz z Żydami wrzucai pospołu,

Trup nim do dna doleci, rozsypią się kości,

Bo dół na kilkadziesiąt łokci wysokości.

I ten ieszcze nie pełny od tylu tysięcy,

560 Trzeba było z za miasta trupu ieszcze więcey

Zwozić z pól, wody, lasów, by był dopełniony,

Lecz ten trup psami, świńmi у zwierzem spasiony.

Nie dość na tern, bo coraz ciągnie się ochota

Do woyska z mieysc wszelakich wygnana niecnota,

Z których dowód każdemu dla odważney próby

Założony, by zabił dwie lub trzy osoby

Czyli szlachty, czy Żydów, co chętnie czynili:

Sami w lasach znaleźli, przywiodszy zabili.

A kiedy iuż nie mogli w tey wynaleść włości,

570 Z innych miast wiedli, daiąc swey doskonałości

Próbę: oprócz zabitych różnych z Sokołówki,

Monastyrzyszcz, Haysyna, Koneły, Rosówki,

Granowa у Kiblicza, Daszowa, Tulczyna,

Z niektórych wsi, miasteczek, równie z Ładyżyna,

Chwaląc sic zdobyczami у wicie zabili,

Za to w woysku starszyzną postawieni byli.

Co za vivat, tryumphy, winszuią y piią:

«W pułku nowy officer!» Hoynie z armat biią.

Tak że prędko do rangi zbierze trzy hultaie:

580 Dwóch trzech Żydów zabiie, officerem staie.

Póydziesz za twe zasługi na stopień wysoki,

Wyciągną cię postronkiem na hak bez odwłoki.

Iuż wszędzie splądrowali cni rycerze owi,

Nawet nie przepuszczaią xiedzu unitowi

Będącemu proboszczem w cerkwi Mikołaia

Świętego: tam napadłszy wielka onych zgraia,

Więcey pięć set nahaiów staruszkowi dali,

Do nieba wyprawili, pieniądze zabrali.

Pierwszy po pułkowniku Łaskonohi woła:

590 «Lepszy iak kat officer!» Karał Sobiekoła

Franiszka, który się był pod kamieniem schował:

Znalezionego w kilka kozaków zwoiował.

Ten wszetecznik ufaiąc w swoie czarnoxiestwo,

Nad wszystkim woyskiem w pułku miał gurę у męztwo,

W ornaty się ubierał, pił z kielichów miody,

Bił sotników у innych wprowadzał w niezgody

Tak dalece, że woysko naraził ku sobie.

Trafia się raz у drugi o wieczorney dobie,

Że Choma assauła z Wenerą go schodzi,

600 Strofuie, że się tego nam czynić nie godzi.

Kanczukiem assaułę raz drugi uderzy,

Assauła do piersi z pistoleta zmierzy,

Kula precz odskoczyła, od ziemi się smali.

Woła: «Na dwór!» Iuż bieży, na ziemie go wali,

Zbiwszy mocno porzuca, a tamten z impetu

Porwawszy się z drugiego strzeli pistoletu,

Plecy same na wylot, aż kula wypada.

Ryknął у padł na progu, officer nie lada,

Przed domem Bogatego , gdzie ich była schadzka…

610 Grzeszył w oczy у iawnie [y] zginol znienacka.

Ciało iego nic iedne przy cerkwi schowaią,

Z ręczney strzelby po wocie suto ognia daią.

O móy Boże, iakaż to dzieie się odmiana:

Na świętem mieyscu kładną wściekłego tyrana;

W iamie święte z Żydami spoczywaią ciała, –

Tych w niebo, iego w piekło dusza się dostała.

Przechodzą na Karpówkę у obóz lokuią,

Sotnie w koło, armaty przy pułku szykuią.

Wina, miody, gorzałki piią, bale daią,

620 Liczni też muzykanie ustawicznie graią.

Vivat Maxym Żeleźniak, wódz, xiąże Smilański!

Vivat Gonta pułkownik у xiąże Umański!

Vivat pan Ułasenko, ekonom z Umania!

Sotnicy, assauli, vivat atamania!

Ustawnie Gonta smutny; gdy się uciszyli,

Wymówił: «Nie wypiiem, cośmy nawarzyli».

Gdy się tedy ochota iuż owa skończyła,

Wyprawuią do Bałty nieiakiego Szyła,

Dawszy mu sotnikostwo у po kilku koni

630 Z każdey sotni wybranych, stroyno у przy broni.

Który wziowszy dwie armat na woynę bezpieczny

Idzie mężnie у stroynie, ów żołnierz waleczny.

Wybił Żydów у szlachtę , co zastał w tey stronie,

Zabrał wszystek maiątek wróciwszy na konie.

Na stronę zaś turecką nie mieli odwagi,

Prosili o wydanie paszy Jokow Agi,

Który tak odpowiedział, że szerści nie wyda

Z psa czyiego, nie żeby szlachcica lub Żyda.

Dla czego iuż się byli nazad powrócili,

640 Tylko Turcy na moście Grzeczyna zabili.

Przeto na użalenie, mszcząc się za Grzeczyna,

Przez Przyiskę paląc atak hultaystwo zaczyna.

Szlachta się dobrze broni, tamci z armat grożą,

A inni daley żony у dobro wywożą.

Ubito z Haszczowatey zaraz atamana,

Przez co zgraia hultayska bardzo rozgniewana

Złośliwiey у potężniey swóy atak przypuszcza;

Szlachta póki kul, prochu staie, nie dopuszcza.

A reszcie widząc, że iuż wywiozły się żony,

650 Wsiadłszy na koń, który był wcześnie kulbaczony,

Poiechali. Hultaystwo wpadłszy zaś do Bałty

Prócz naszych pozostałych nawet Turkom gwałty

Poczynili, nim przyszli w pomoc Tatarowie.

Do szczętu splądrowawszy poszli rabusiowie.

Co za chęć do zaciągów hultaystwa ognista!

Wyszedł w koni pięćdziesiąt, a powrócił w trzysta.

Lecz iuż koło Krzywego zastał porucznika,

Co ich bardzo nie cieszy, у owszem przenika,

Który w Dońców sześćdziesiąt tylko przyszedł koni.

660 Żeleźniak ma ostrożność, od niego się chroni.

Porucznik pomaleńku z niem przyiaźń zabiera,

Warty w mieście Umaniu swoiemi odbiera.

Ułasenko ekonom widząc niedosiada,

Za granicę wychodzi, pieniądze wykrada.

Zaraz trup, co za miastem psami nie zjedzony,

Kazał grześć, bo przychodził fetor niezmierzony.

Nad kościołem, kaplicą czynił użalenie,

Chodząc mówił: «Na co to takie spustoszenie!»

Iuż tedy dość zawartą z sobą przyiaźń maią,

670 Chodzą do siebie, piią, podarunki daią.

Oświadcza mu ukazy: Białocerkwi mamy

Iść dobywać. Porucznik rzekł: «Póydziecie z nami

Przeciw konfederatów aż do Berdyczowa.

Kontent będzie feldmarszał, że z was pomoc nowa».

Krzyknęli wszyscy: «Dobrze, póydziemy ochotnie!

Za imperatorową gotowi istotnie

Krew przelać co do kropli». Ten ich zdanie chwali.

Ci mieniąc, że to prawda, bardzo mu ufali.

Prosi Gonty do siebie у pod areszt bierze

680 Prywatny, mówiąc: «Woyska ściągay, officerze,

Abym znał, którzy zechcą robić koło chleba,

A którzy chcą do woyska, takich nam potrzeba».

Więc mądrzy zostali się, chiba który głupi,

Myśląc: «Zawsze tak będzie», do woyska się kupi.

Porucznik ich sciągnowszy do pułku znać daie.

Pomoc karabinierska zaraz w nocy staie.

Zaprasza Żeleźniaka na czay zgotowany.

Przyieżdża. Kazał zabić wraz z Gątą w kaydany

[На марґ[інесі]: d. 6. Iulii. – І. Ф.].

Mgła była, strasznie ciemno. Otoczyli wkoło,

690 Obóz, w kotły у trąby uderzą wesoło.

Ze snu rwą się piani. Strach! mocno się boią.

Do ucieczki! Ale zaś, wskroś Moskale stoią.

Po kilku w każdą sotnię Dońce przybiegai,

Ratyszcza, włócznie , strzelby, szable odbieraią.

Choma, pułku asauł, prędko na koń wskoczy,

Krzyknowszy: «Do oręża!» у sunie się w oczy

Dońcom, raził iednego у spisą ich gonił,

Kilkunastu się bronił, dopóty się bronił,

Aż porucznik nadiechał, dopiero spis rzucił.

700 Ten o ziemię nim rzucił у koniem obrócił,

Depcąc go kopytami. Y tak ich zabrali,

Odłączywszy od zbiorów iak owce wygnali.

Rogi zrewidowawszy na kupę zrzucili,

Zapaliwszy iak race w górę z prochem bili.

Wiele w błota, po trzcinie (ciemno ieszcze było)

W szarawarach bogatych у sukniach się kryło.

Tedy z horodeckiego ludzi napędzili,

Co ich za łby iak świnie z błota wywłóczyli.

Nad staw ich przypędziwszy, gdzie iest więcey wody,

710 Ale у tey nie dano, minęły wygody!

Bo choć beczkę przywiozą, docisnąć się trudno.

Słońce piecze, pić gwałtu, aż w wnętrznościach nudno.

Stawią przed pułkownika każdego namiotem .

Patrzaią, gdzie oblany srebrem albo złotem,

Suknie dobre, bławaty zaraz z nich zdzieraią,

A podleysze to Dońcom w nagrodę oddaią.

Spisywali regestrum przezwiska, imiona,

Zkąd rodem [у] gdzie mieszka у czyli iest żona.

Potym drzewa wywiózłszy mielników zegnali,

720 Podwóyne dyby wszystkim porobić kazali.

Przez noc z środy na czwartek nawalny deszcz leie,

Wiatr okrutny wraz z deszczem nieustannie wieie.

Cała noc zeszła stoiąc, bo nikt nie wyłeży:

Woda z góry у ziemi, wszyscy bez odzieży.

Lubo gęsto na warcie stanęli żołnierze,

Tak iak mieysca karabin siągnie у zabierze,

Iednak Choma у wielu podczas nocy fali

Brzuchem pod karabiny sunąc uciekali,

luż pieniądze, zbiór wszelki у znaczek zabrany;

730 Żeby nie uciekali – zabiiay w kaydany!

Studentów, muzykantów oraz rzemieślnika

Po rewizyi puszczą z woli pułkownika.

Zagranicznych na innym spisawszy reiestrze

Wszystkich wraz z Żeleźniakiem pod konwoy w sekwestrze

Dla złego ukarania w Moskwę wysyłaia,

Wożąc po nad granicę uszy obcinaią,

Innym ręce у nogi przetłukaią młotem,

Tym rwą nosy, a drugich na śmierć sieką knotem,

Y różnemi na przykład dla całego kraiu

740 Karzą dobrze plagami podług ich zwyczaiu.

Którzy zaś są z polskiego państwa у z uznania,

Z Gonta do Branickiego tych konwoy zagania,

Regimentarza, który blizko Mohylowa

Obozem we wsi Serbach stał. Wprzód Gonty głowa

Legła za dopełnioną swych występków miarę,

Przyzwoitą odebrał niecnotliwy karę:

Pasy z niego drą żywcem, у serce wyrwano,

Ręce, nogi odcięto, potym ćwiartowano.

[Y] inni takoż herszci podług dzieł karani,

750 W Kamieniec, Lwów у daley są porozsyłani.

Co się z inkwizycyi winy okazało,

Niektórzy więcey kary, niektórzy też mało

Zasłużyli, więc taką odnieśli nadgrodę:

Ci straceni, ci wolno poszli na swobodę,

Tym lewą nogę, rękę ucinano prawą,

Przeciwnie drugim, trzeci nad sobą łaskawą

Poznali [rękę?], którzy nos, ucho stracili,

Nogę lub rękę inni plagami odbyli;

Niektórzy uwolnieni od naymnieyszey skazy,

760 Lecz potym wszyscy giną z morowey zarazy.

Wiem, że się lektor spyta o Melchisedeka,

Iakie też tego czerca ukaranie czeka?

Ten miał grosz od hultaystwa у zbiór znamienity,

Uiechał za granicę do archimandryty.

Ale gdy się wydały iego dzieła skryte,

Że imieniem Synodu pieczęci wybite

Y ukazy podawał, by szlachta у Żydzi

W Polszczę byli wyrżnięci, tym się Synod wstydzi.

Ile kapłan, by nie był iak świecki karany,

770 Na Sibir aż do śmierci został odesłany.

Wspomnęć у zagranicę. Ułasenko wreście,

Który miał bydż wydany, siedząc iuż w areszcie,

Otruł się poznawaiąc, że kara nie minie;

Bogaty uwolniony, on pęknowszy ginie.

Tak to Bóg krwi żłopaczów niewinney rozlania

Dla przykładu nie puścił tu bez ukarania.

Ale у tam strach pono, gdyż у dobre rządy,

Wyrzekł Bóg w piśmie świętem, będzie brał pod sądy,

A co mówię o grzesznych na dolinie owey!

780 Idźcie w ogień, przeklęci, który iest gotowy!

Wszystkich nas Boże uchroń dekretu takiego!

[В рукоп. брак одного рядка. – І. Ф.]

Więc za łotrów skaranych у bitych zbawienie

Należy się anielskie zmówić pozdrowienie.

Iuż [ci] są osądzeni na ziemię у w niebie,

Zabóycy у zabici widzą wspólnie siebie.

Oraz у ia piszący smutney klęski pienie

Proszę za mną uczynić do Boga westchnienie.

Imię moie M. znaczy, D. zwanie wyrazi,

790 Błahy móy wiersz nikogo niechay nie urazi.

Którym ze szkół był wzięty, życiem darowany,

Z łaski Boga natchnięty Harmokracki zwany

Ten mię schronił. Com widział tyraństwa у męki,

Tom opisał. Niech Bogu wieczne będą dzięki.


Примітки

Подається за виданням: Франко І.Я. Додаткові томи до зібрання творів у 50-и томах. – К.: Наукова думка, 2010 р., т. 54, с. 460 – 482.