Початкова сторінка

Іван Франко

Енциклопедія життя і творчості

?

№ 18. Пилявецька втека

Іван Франко

Із поеми «Coś nowego pisanego, roku tysiąc sześćsetnego pięćdziesiątego wtórego».

Woynę głoszą rytmy moie,

W którey szable ani zbroie

Ledwie co potrzeba było.

Wszytko się tam odprawiło

Bez strzelby, bez arkabuzów

Bez wzaiemnych nawet guzów.

Aleć powiem, gdy zaczynam,

Tego wprzód nie przepominam,

Jak się długo wybierali,

Nim stroi ów podostawali,

Nim szyszaki zgotowano,

Które z srebra znać kowano.

Zgoła to wszystko staranie

Przez tak długie wybieranie

Było, aby szumno, stroynie

Popisać się na tey woynie.

Było pono takich wiele,

Że mniemali, że wesele

Albo więc wiazd do Krakowa

Będą odprawować. Owa

Nie tak gach na gody swoie

Sposobi się w różne stroie,

Jako ci mili rycerze

Krawce, afciarze, szmuklerze

I złotniki zatrudnieli.

A gdy się tak wystroili,

To sobie wzaiem mówili:

«Jak się tylko pokażemy

To kozaków ustraszemy».

Ba, podobno przychęcicie

I na dostatki zwabicie.

Tu ściągnienie iście leniwe opiszę pełne wszelakiey sweywoli et licentiae, kiedy wolno było to tam to sam krążyć, vagari, praedari, rapere, plondrować, zgoła (a to słowem pod czas znalezionym) rabować. Potym opiszę, iako skupiwszy się pod Gliniany szli obozem – ty Boże wiesz, iako z porządnem – i z hukiem, całe nocy, gdy dla złych у niezgotowanych przepraw wozy, których było więcey niż dwadzieścia dwie ście, nie mogły wcześnie przechodzić, tak dalece, że by ich mógł wszędzie bić, wszędzie znosić. Opiszę у rady commissarzów, których było więcey niż dwadzieścia, a ledwie który z nich woynę służył. Pułkownikami się poczynili galeati lepores, którzy nieprzyiaciela nie widzieli. Służyło im owo, co owo ktoś napisał: In veste aliquid mutant et in sermone et acie milites. Owo znać było w nich longae pacis mala. Duma wielka, serce małe, słów siła, wątku skąpo. Contentio et aemulatio, to by się kształtnie opisać mogło, non sine aliquo morsu, bo dalibóg trzeba tego. Niech przynamniey żart prawdę powie y wyrzuci na oczy imbelliam, w którey w sobie wzaiemnie connivemus y ledwie szeptać o tym śmiemy. Aleć ia czytam, iako za przeprawą nasi pierzchnęli y iako nazaiutrz uciekli.

Zawołano: «Tatarowie!»

Asz moi w nogi panowie

I kopie porzuciwszy

I ledwie szabel dobywszy

Wszyscy prawie tył podali,

Zgoła brzydko uciekali.

Osiński z te stronę błota

Wola: «Takasz to ochota?

Wróć się, bogday cię zabito!

Bo cię pewnie potka y to!»

«Gib fajer!» w tym knechtom rzecze.

«Niech ten ginie, kto uciecze!»

Lec tym strachem nic nie sprawi.

Nie ieden się przez staw pławi,

Ci przez groblą spieszno myią,

Drudzy wodę błotną piią,

A ten zasię lepiey płynie, –

Rzadko który z szablą ginie.

Na to gdy woysko patrzało,

Prawie na poły zadrwiało.

Tchórz obleciał naprzód panów,

Commissarzów y hetmanów.

Już y znaki te zwiniono,

Które za nami noszono;

Już coś cicho postępują,

Wzaiemnie się upatruią:

Jednąsz myślą, ale taią,

Pilne oko na się maią.

W nocy ieszcze wieść płonnego

Strachu przyszła z Połonnego,

Że są pewni Tatarowie,

Których liczbę ieden powie

Kiedy namniey sto tysięcy,

A drugi łże ieszcze więcey.

Trwoga rośnie, wtym hetmani,

Widząc, że ich każdy gani,

«Zwołać – rzeką – nie zawadzi

Commissarzów, niechay radzi

Kto lepiey nad nas rozumie,

Albo raczey tylko umie

Discurować! Obaczemy

Wnet, co w tym razie umiemy».

Którą radę gdy zaczęli,

Wszyscy obóz naganieli

I w tym zgodne zdanie dali,

By żołnierze uciekali.

Bo, lub słowem pokrywali

I «odwodem» nazywali,

Jednak właśnie w samey rzeczy

Wszech była myśl o ucieczy.

Mówią: «Pod Constantynowem

Obozem staniemy nowem,

I tam dopiero uznamy,

Co wżdy daley czynić mamy».

Lec iak się z mieysca ruszyli,

Zaraz się mieszać poczęli.

A tak uznawszy to iawnie,

Że uchodzić trudno sprawnie,

Konie iuczyć poczynali,

A szepcąc na się patrzali.

Teschno paniąt narzekaią,

Myśl iuż wszyscy w drodze maią:

Radby drugi mknął nieznacznie,

Tylko czeka, że kto zacznie.

Aleć długo się widziało

Czekać wszytkich, gdyż zmierzchało.

Moy w drodze! Tu mi rzeką:

«Mianuy, dziecię, bo ucieka

Prędzey, potym tę sromotę

Nie wezmą za złą robotę».

Lubo bym chciał, trudno wiedzieć,

A wiedząc trudno powiedzieć.

Prawdę królowi mówiemy,

Sobie tylko przebaczemy.

Więc każdy plótł у powiadał,

Jeden: «Gdy zmrok twardy padał,

Jam dopiero». Drugi zasię

Mówi: «A ia w owym czasie,

Gdy iusz wodzowie pierzchnęli

I wszyscy się rozwinęli».

Trzeci prawi: «Jusz świtało»,

Czwarty: «Jusz się rozedniało».

Petrzykowski, cny Mazurze,

Przy twey sławney cynozurze

Albo raczey gwiaździe ciemney

Zrodzony, ty potaiemney

Rzeczy nie chciey cierpieć daley,

Pozwiy tych, co uciekali!

Milczysz? Znać, że cię to boli,

Tylko panom twoim gwoli.

Wracaiąc się do zaczętey

Powieści, kiedy z panięty

Pierzchnęło ludzi nie mało,

Drugim się czekać nie chciało.

Twardym mrokiem się skupili,

Trzey wodzowie gdzie tesz byli,

Pułkownicy, commissarze,

Więc co przednieysi usarze,

Ba, у panowie, co chcieli

Dowodzić, wtenczas zekpieli.

Z tąd stanęła prędko rada,

A zaprawdę, że nielada.

Mówi jeden, że «Zginiemy,

Gdzie woyska nie uwiedziemy.

A tak у dnia nie czekaymy,

Kommunikiem uciekaymy!»

Milczą drudzy, a milczenie

Jest im zgodne zezwolenie.

Nic nie dbaiąna sromotę,

Tylko ieden, że «Piechotę –

Powiedział – pewnie zgubiemy

I armatę utraciemy».

Ale drugi, co votować

Lepiey umiał, niż woiować,

Odpowiedział: «Mnieysza strata

Oyczyznie wszytka armata

I zguba woyska pieszego,

Niż krwie stanu szlacheckiego».

To tak Radzieiowski radził,

О co się zaś potym wadził,

І brodę targał iednemu,

A zaś powiedział drugiemu,

Że to iest adulterina

Powieść. Lec przecie przyczyna

Nie ztąd, bo nie trzeba było

Zgadzać się na tak złe dzieło.

I długi głos tyło mocy

Nie miał mieć, bo woysko w noc

Z iego rady uciekało,

Znać, że się tak wszytkim zdało.

A także nasz pan Baybuza

Lękaiąc się у sam guza

Prowadzić ich obiecuie

I przed wszytkiemi przodkuie.

Wszytkim hałas daie puchu

Właśnie tak, iako gdy: hu-hu!

Zwykle na wilki wołaią,

Gdy przede psy uciekaią.

Za nowym regimentarze

Wodzem, z nimi commissarze

Jadą spieszno у panowie,

Waleczni bohaterowie.

Jedzie rycerstwo co żywo,

Niemcy, dragani – nie dziwo,

Gonią wodzów, pułkowników,

Rothmistrzów у poruczników.

Uchodząc siłę szeptali

Do siebie, bowiem mniemali,

Że za nami Tatarowie.

Jak się kto głosem ozowie,

Trwoga, boiaźń у strach srogi

Przyprawia skrzydła do nogi.

Kto by krzyknął: hała, hała!

Dusza by go odbieżała.

Nie cięży brzuch ani sadło,

Choć się cały dzień nie iadło,

Ani spało przez dwie nocy,

Dosyć iest sił, dosyć mocy.

I ten zasie panicz chudy,

Żenię, tak osędniał udy,

Pędzi skoczno albo leci.

A za niemi kłosąc trzeci

Mówi: «Ręka nas dotknęła

Pańska у rozum odięła» –

Jak to więc zawsze mówiemy,

Kiedy co sami pokpiemy.

Więc za nimi tymże torem

Oraz z induperatorem

Icarus za factorem

Leci w kompaniey z onym,

Jako wiecie wszyscy, panem,

Co się gniewał, że hetmanem

Nie był. «Jam – przy – nie uciekał».

Ey, nie, tylkoś nie umykał

Spieszno! Ba, zgoła żadnego

Nie było tak odważnego.

Więc na zły rząd narzekali

Cisz, co wspólnie uciekali.

Stanąć było samym, ani

Uchodzić, chociasz hetmani

Uciekali, lecz chamować

Woysko у regimentować!

Aleć woleli do Lwowa

Raczey niż do Constantinowa.

A tam prędko poiachawszy

I do koła się zwoławszy

Poczęli różnie wotować,

Jako oyczyznę ratować.

«Bo wszyscy (mówią) zginiemy,

Jeśli się nie zaciągniemy.

Ale trudno bez pieniędzy,

Kiedy żołnierz w takiey nędzy,

Zaczym trzeba gotowego

Żołdu dla woyska nowego».

To gdy rzekli – o móy Panie!

W iakim tam strachu Ormianie,

Xięża, mieszczanie z kupcami!

«Co się będzie działo z nami?»

Grabianka lub przestrzeżony

Przecie został pograbiony.

Szturm do sklepów uradzili

I tę odwagę zlecili

Łomzie cnemu. Więc potężnie

Uderzył у dobył mężnie

Kilka zamków у zdobyczy

Dostał, którą zaraz liczy

Między pany. Narzekali

Ci, którym wszytko pobrali,

Lec ich pewnie upewniaią,

Że wkrótce odebrać maią.

Tak tedy na zaciąg quidem

Wzięli ad publicam fidem,

Lec się in rem obróciło

Privatam, bowiem nie było

O czym iechać do Warszawy,

Gdzie pilne wabiły sprawy.

A co sobie gwałtem wzięli,

Myśmy wszytko popłacieli.

Instygator mówi: «A tus

(Mazurowi), peculatus!»

A ciebie wieża w Lublinie,

Upewniam, wkrótce nie minie.

A.

То masz moie tragmentum woyny Pilawieckiey.

Powiedz że, czyli każesz dokończyć?

B.

Nie tylko

Radzę, ale у proszę, móy kochany bracie:

Dokończ, a dokończywszy poday między ludzi.

Niech się przynaymniey wstydzą, co nam wstyd у

W oczach wszytkiego świata bezecnie sprawili,

A podobno tymczasem wiecznie Ruś zgubili.

Bo ztąd początek złego, ztąd upadły siły

Wszytkie oraz, które w nas do ratunku były

Oyczyzny. Smiele rzekę, że skrzydła rozpięte

Orła polskiego iednym nieszczęściem obcięte.

Ztąd nieprzyiaciel serce wziął, myśmy stracili,

A Tatarów na włosy tym samym zwabili.

Оссол. рукоп., 648. – [Іван Франко].

[Переклад]

Із поеми «Дещо нове, написане року тисячу шістсот п’ятдесят другого».

Війну голосять мої ритми,

В якій ні в шаблі, ні в зброї

Майже не було потреби.

Всі туди вирушили

Без гвинтівок, аркебузів,

Без взаємних навіть гуль.

Але скажу, якщо починаю:

Того зовсім не пам’ятаю,

Як довго вибиралися,

Поки убори подіставали,

Поки шишаки наготували,

Що їх зі срібла, либонь, кували.

Проте ці всі старання

І такі довгі вибирання

Були, щоб шумно, пишно

Похизуватися на тій війні.

Було багато таких,

Які думали, що весілля

Або в’їзд до Кракова

Будуть відбувати. Гай-гай,

Не так джигун на свої походеньки

Вдягається в різні убори,

Як ті милі лицарі

Кравцям, гаптувальникам, позументникам

І золотарям завдали роботи.

А коли так повбиралися,

То казали один одному:

«Як тільки покажемося,

То козаків злякаємо».

Ба, хіба що заохотите

І на достатки принадите.

Тут опишу стягнення справді ліниве, повне всякого свавілля і самочинності, коли можна було то там, то сям вештатися, тинятися, грабувати, красти, плюндрувати, цілковито (а то словом доречно знайденим) грабувати. Потім опишу, як, зібравшись під Глинянами, йшли обозом – ти, Боже, знаєш, що з добрим, – і з шумом цілі ночі, коли через погані й непідготовлені переправи вози, яких було більше, ніж двадцять дві сотні, не могли раніше прибувати так далеко, що їх можна було всюди бити, всюди ламати. Опишу й ради комісарів, яких було понад двадцять, але мало який із них служив війні. Полковниками поробилися увінчані шоломами красені, які ворога не бачили. Служило їм те, про що хтось написав: «В одежі що-небудь міняють, у розмовах і думках бійці». Оце знати було в них довгий поганий мир. Дума велика, серце мале, слів багато, сенсу мало. Суперечка і заздрість, це б гарно можна було описати, подекуди не без уїдливості, бо далебі цього треба. Хай принаймні жарт скаже правду і виявить нездатних до війни, в якій є собі навзаєм поблажливими і ледь шептати про це сміємо. Але я читаю, як за переправою наші пурхнули і як назавтра втекли.

Загукали: «Татари!» –

Аж мої панове, до ніг

Списи повикидавши

І ледь шаблі добувши,

Майже всі спини показали,

Зовсім гидко тікали.

Осінський з того боку болота

Кричить: «Така то охота?

Вернися, бодай тебе забило,

Бо тебе певно настигне смерть!»

«Вогонь! – тут каже кнехтам. –

Хай гине той, хто втече!»

Але тим залякуванням нічого не вдіяв.

Не один через став перепливає,

Ті через гать поспішають,

Інші болотяну воду п’ють,

А той зате краще пливе, –

Рідко який з шаблею гине.

Коли на це військо дивилося,

Геть зовсім ганьбилося.

Тхір цілком перелякав панів

Комісарів і гетьманів.

Вже вину склали на знаки

Ті, що за нами носили;

Вже й тихо йдуть уперед,

Один одного пильнуючи:

Однією думкою, але потай

Пильне око на іншого маючи.

Вночі ще звістка марного

Страху прийшла з Полонного,

Що там справді татари,

Кількість яких один рахує

Мало не сто тисяч,

А другий бреше, що ще більше.

Тривога зростає, тут гетьмани,

Бачачи, що їх кожен ганить,

Кажуть: «Скликати не зашкодить

Комісарів, хай радить,

Хто краще від нас розуміє,

Або радше тільки вміє

Говорити! Побачимо

Вмить, що в такому разі вміємо».

Коли почали ту раду,

Всьому обозові винесли догану

І погодилися з думкою,

Що жовніри тікали.

Бо, хоч словом покривали

І «відступом» називали,

Однак власне в самій суті

У всіх була думка про втечу.

Кажуть: «Під Костянтиновом

Обозом станемо новим

І там щойно побачимо,

Що далі робитимемо».

Але коли з місця рушили,

Зараз мішатися почали.

Побачивши явно,

Що важко йти справно,

Коней в’ючити починали

І, шепчучи, на себе зважали.

Важко на панів нарікаючи,

Думками всі в дорозі були:

Лише б інший помчав трохи,

Тільки чекають, що хтось почне.

Але довго довелося

Чекати всіх, аж посутеніло.

Мої в дорозі! Тут мені кажуть:

«Пиши, дитино, бо втечу

Спершу, а потім ганьбу

Не візьмуть за злу роботу».

Якби й хотів, та важко знати,

А знаючи, важко розповідати.

Правду королеві кажемо,

Собі тільки пробачаємо.

Адже кожен плів і розповідав.

Один: «Коли сутінь густа впала,

Я тоді». А другий знов

Каже: «А я того часу,

Коли вже провідники пурхнули

І всі розбіглися».

Третій твердить: «Вже світало»,

Четвертий: «Вже розвиднювалося».

Петриковський, шановний мазуре,

Під твоїм славним сузір’ям

Чи, радше, під зіркою темною

Народжений, ти, потаємної

Мови не терплячи далі,

Поклич тих, що тікали!

Мовчиш? Видно, тобі це болить,

Тільки заради панів своїх мовчиш.

Повертаюся до початої

Розповіді, коли з-поміж панів

Пурхнуло людей чимало,

Іншим чекати не хотілося.

В густій темряві зібралися;

Три провідники тут теж були,

Полковники, комісари,

Щонайдобірніші гусари,

Ба, і панове, що хотіли

Командувати, вмить зібралися.

Так стала швидко рада,

І справді неабияка.

Каже один, що згинемо,

Коли війська не виведемо.

А так і дня не чекаймо,

Гуртом утікаймо!

Мовчать інші, а мовчання

Є знаком згоди.

Не зважають зовсім на ганьбу,

Лише один казав,

Що піхоту певно згубимо

І гармати втратимо.

Але інший, що казати

Краще вмів, ніж воювати,

Відповів: «Менша втрата

Для вітчизни всяка гармата

І згуба пішого війська,

Ніж кров шляхетського стану».

Це так Радзейовський радив,

Через що потім сварився

І за бороду сіпав одного,

А другому казав,

Що то про адюльтер

Розповідь. Та прецінь причина

Не там, бо не слід було

Погоджуватися на таку кепську справу.

І довгий голос стільки сили

Не мав, бо військо вночі

З його ради втікало,

Видно, що так усім здалося.

І також наш пан Байбуза,

Лякаючись і сам пня,

Вести їх обіцяє

І йде перед усіма.

Усім галас додає духу,

Саме так, як коли «гу-гу!»

Звично на вовків волають,

Коли ті перед псами тікають.

За новим регіментів

Провідником, з ними комісари

Їдуть спішно і панове,

Сміливі герої.

Їде лицарство щонайшвидше,

Німці, драгуни – не диво,

Підганяють командирів, полковників,

Ротмістрів і поручників.

Набираючи духу, шептали

Собі, буцім думали,

Що за нами татари.

Як хто озветься голосно,

Тривога, боязнь, страх великий

Приправляють крила до ніг.

Якби хтось крикнув: «гала, гала!» –

Душа б його покинула.

Не прагне черево сала,

Хоч цілий день не їли,

Ані дві ночі не спали –

Досить сил, досить міці.

І он панич худий

Женеться, хоч і намучив члени,

Мчить весело або й летить.

А за ним, колишучись, інший

Каже: «Рука до нас доторкнулася

Господня і розум відняла», –

Як це завжди кажемо,

Коли щось недобре зробимо.

А за ними тим же шляхом,

Як Ікар разом з царем за майстром,

Летить у компанії з тим

Паном, що його всі знають,

Бо він гнівався, що гетьманом

Не був. «Я, – каже, – не тікав».

Ей, не тільки не тікав

Спішно! Ба, справді жодного

Не було такого відважного.

На погане командування нарікали

Й ті, що спільно тікали.

Стати було б самим, а не

Відходити, хоча гетьмани й

Тікали, – і стримувати б

Військо й вишиковувати!

Але ж хотіли до Львова

Більше, ніж до Костянтинова.

А там, швидко поїхавши

І в коло зібравшись,

Почали різне говорити,

Як вітчизну рятувати.

«Бо всі (казали) загинемо,

Якщо не завербуємося.

Та ж важко без грошей,

Коли жовнір у таких злиднях,

Отож треба готової

Платні для війська нового».

Коли це сказали – о мій Боже!

В якому там страху вірмени,

Князі, міщани з купцями!

«Що буде з нами?»

Граб’янка чи застережений –

Прецінь був пограбований.

Штурм крамниць нарадили

І ту відвагу доручили

Ломзі шановному. Враз потужно

Вдарив і здобув мужньо

Кілька замків і здобич

Дістав, яку зараз рахує

З панами. Нарікали

Ті, від котрих усе забрали,

Та їх певно запевняли,

Що скоро повернути мають.

Так тоді на набір зі свого боку

Взяли від народної довіри,

Але на них повернулося

На себе, ніби й не було

За що їхати до Варшави,

Куди пильні кликали справи.

А що собі силою взяли –

Ми все оплатили.

Підбурювач каже: «А ти

(Мазурові) – розтратник!»

А тебе вежа в Любліні,

Запевняю, скоро не мине.

А.

Ось тобі мої фрагменти війни Пилявецької.

Скажи, чи варто закінчити?

Б.

Не лише

Раджу, а й прошу, мій коханий брате:

Доверши, а, закінчивши, пусти поміж люди.

Хай принаймні соромляться, що нам сорому й ганьби

В очах усього світу безчесно завдали,

І, схоже тим часом, навіки Русь згубили.

Бо там початок зла, там упали сили

Всі, які в нас для порятунку вітчизни

Були. Сміло кажу, що крила розгорнуті

Орла польського одним нещастям обтяті.

Там ворог серце взяв, а ми його втратили,

А татарів на ясир тим принадили.


Примітки

Подається за виданням: Франко І.Я. Зібрання творів у 50-и томах. Покажчик купюр. – К.: Наукова думка, 2009 р., с. 84 – 101.